środa, 13 maja 2015

3. BURZOWO - W POPŁOCHU


Dziś w nocy nad naszą wsią zapanowała burza - bodaj pierwsza w życiu Popibomby. 
Sądząc po ich panicznej reakcji, Najwyższy zesłał burzę w jednym tylko celu - ukarania mejnkunów. Uznały być może, że gromy zesłano, by napiętnować kupę w wannie, tony żwirku usypanego poza kuwetą, zasmrodzone kawałki mięsiwa zakopane wśród obuwia, niepohamowane złodziejstwo i nocne bijatyki.

Prześcipnie ukryte przed efektami świetlnymi w garderobie, Popibomby knuły metody obrony przed niespodziewanym wrogiem. Uknuły, co następuje:

- uczynienie piekielnego hałasu szarpanymi wieszakami w celu zagłuszenia grzmotów
- maksymalne skupienie na spuszczeniu łomotu towarzyszowi niedoli

dodam, że plan ów wdrażały w życie o godzinie 2 w nocy, która to godzina zdaje się być porą kociego diabłowstąpienia.

Wszystko, co istotne w ich życiu (za wyjątkiem karmienia mięsem) dzieje się nocą. 
Namiętne grzebanie w kuwetach - ewidentnie z zamiarem przekopania się przez tworzywo, terakotę i strop, dzikie pogonie z wykorzystaniem całego dostępnego metrażu, eksplozje uczuć do siebie wzajemnie oraz do mua, szorowanie futer (no, jak chodzi o Popiego, jest to jedynie namiastka mycia, dla zachowania pozorów), wspinaczki, darcie roślin doniczkowych na strzępy i cała gama innych łotrostw.

Noc dopuszcza bezwstyd, kryje wszelki występek, odbiera mi możliwość jedynej sensownej, czyli natychmiastowej, reakcji. Zniszczenia jestem w stanie ocenić dopiero rano. A rano... obudzona przez natrętne kocie nosy, nie mam natchnienia, by szarpać się o zasady. 

Tym oto sposobem koty dorastają w zuchwalstwie i łobuzerii. Tak, tak, z kotami jak z dziećmi, wychowywać trza, a co posiane, to zbiorę...